Nie ma czasu na zastanawianie się

Rozmowa z Henrykiem Orczykowskim, prezesem Zarządu, dyrektorem generalnym Stalprofil SA w Dąbrowie Górniczej.

W trybie nadzwyczajnym – po śmierci prezesa Zarządu Jerzego Bernharda – Rada Nadzorcza Stalprofil SA wybrała Pana do pełnienia funkcji prezesa trzyosobowego Zarządu spółki. Na jakie priorytety postawił Pan podejmując się nowej funkcji?
Moim hasłem przewodnim na początek swojego funkcjonowania jest »kontynuacja«. Zaskoczyła nas bardzo śmierć prezesa Jerzego Bernharda, ale model biznesowy i funkcjonujące mechanizmy przygotowane przez prezesa powodowały, że firma mogła w sposób naturalny
zachować ciągłość. Do tego Rada Nadzorcza doceniła, że nasz trzyosobowy skład, pod moim przewodnictwem, jest w stanie bez zakłóceń kontynuować ciągłość firmy i powołała nas w trybie nadzwyczajnie szybkim, za co dziękuję akcjonariuszom i radzie nadzorczej. Będę ciągle powtarzał słowo »kontynuacja«, zwłaszcza jeśli chodzi o wypracowany model biznesowy, bo oczywiście środki, narzędzia, metody, sposoby komunikowania muszą się zmieniać ze względu na dynamiczną sytuację na rynku. Trzeba nadążać za konkurencją i sytuacją makroekonomiczną. W tym zakresie na pewno zajdą zmiany w sposób naturalny. Natomiast wspomniana »kontynuacja« dotyczy pomysłu na rozwój, na osiąganie pożądanych efektów i pomysłu na utrzymanie się i ciągłe poprawianie swojej pozycji na rynku. Z tego modelu biznesowego na pewno ja będę długo korzystał. Myślę, że moi następcy również.
Podkreśla Pan znaczenie utrwalonego modelu biznesowego Stalprofil SA jako fundamentu rozwoju spółki. Czy firma ma potencjał, żeby rozwijać się w przyszłości?
To przykre wydarzenie, jakim była śmierć prezesa Bernharda, mimo wszystko nie odbiło się mocno na rytmie działania, bo ta firma jest tak dobrze zorganizowana jak przysłowiowy »szwajcarski zegarek«. To świadczy o dobrej kulturze szefa, o dobrych nawykach, uczciwości i rzetelności w biznesie. Ta zbudowana organizacja ciągle ma potencjał, który uda się poprawić, wydobyć na bazie tych dobrych rzeczy, trwałych fundamentów. Myślę, że jesteśmy w stanie w dalszym ciągu na tym poziomie kontynuować działalność oraz prowadzić
dalsze inwestycje i z powodzeniem kontynuować dzieło rozpoczęte przez prezesa Jerzego Bernharda.
Jak Pan wspomina okres współpracy z Jerzym Bernhardem?
Prezes Bernhard był moim przyjacielem. Wylałem sporo łez i nie wstydzę się tego. Mam jednak swoje obowiązki w pracy. Prezes życzyłby sobie tego, żeby kontynuować, zarządzać i podejmować decyzje, bo tutaj nie ma czasu na zastanawianie się. Rynek nie śpi, konkurencja nie śpi, otoczenie nie śpi. Są pewne sprawy, które pojawiły się po śmierci prezesa i trzeba podejmować decyzje i rozwiązywać problemy. Prezes
nauczył mnie stanowczości. Moja natura była miękka pod względem wyrabiania nawyków i podejmowania niezbędnych decyzji w interesie firmy. Czasami ktoś się może jednostkowo poczuć pokrzywdzony takim podejściem, ale tutaj liczą się miejsca pracy dla ok. 550 pracowników. Dobrze nam się współpracowało, miałem dobrego szefa. Zrobię wszystko, żeby było po jego myśli. Można powiedzieć, że jestem przesiąknięty współpracą z prezesem. Nie każdy o tym wie, że pracę zawodową rozpocząłem w Hucie Katowice w 1984 r. Prezes Bernhard, wtedy jeszcze kierownik utrzymania ruchu na wydziale spiekalni w Hucie Katowice, był moim pierwszym szefem zaraz po studiach i ostatnim w życiu zawodowym. Przez cały ten czas 37 lat współpracowaliśmy w bardzo różnych konfiguracjach: w Hucie Katowice i Stalprofilu – współpracowaliśmy, a od 2006 roku jako wiceprezes ds. rozwoju. Pewne cechy, których mi brakowało, nabyłem dzięki prezesowi. Oczywiście, nie wszystkiego można się nauczyć. Jerzy Bernhard był wizjonerem – wszystkie podjęte przez niego decyzje związane z inwestycjami wyprzedzały czas. Szybko okazywało się, że rynek potrzebuje właśnie takich usług. Na pewno jeszcze długo będę myślał o wszystkim, co związane z prezesem Bernhardem, z jego sposobem zarządzania. Niektóre rzeczy pozostaną ze mną do końca życia.

EUROPERSPETYWY
Rozmawiał: Janusz Pilszak