Wysokie koszty energii nie są problemem, kiedy nie ma co robić

Wszyscy martwią się cenami energii czy gazu. Większy problem to brak robót, inwestycji. Wysokie koszty energii powodują straty, ale całkowity brak robót to straty wielokrotnie wyższe. Bez KPO czeka nas lawina bankructw – mówi Henryk Orczykowski, prezes Stalprofilu.

Kiedy umawialiśmy się na tę rozmowę, pańskie zapowiedzi nadchodzącej fali upadłości firm brzmiały dość pesymistycznie. Co się dzieje?

- Nic się nie dzieje. W tym rzecz... Na rynku nic się nie dzieje, brak aktywności – firmy prywatne nie rozpoczynają nowych inwestycji, samorządy nie uruchamiają inwestycji zapowiadanych wcześniej, a w przypadku inwestycji rządowych nawet te trwające raz za razem opóźniają kolejne etapy zamówień.

Ta sytuacja jest znacznie bardziej niebezpieczna niż najwyższe nawet ceny energii czy gazu... Jeżeli firmy nie będą miały przychodów, to koszty stałe doprowadzą je do upadłości. Obawiam się, że fala upadłości ruszy z początkiem nowego roku.

Dane makroekonomiczne …

- … są spóźnione. Taka ich natura. Moim zdaniem rząd zbyt mało słucha głosu przedsiębiorców, opierając się głównie właśnie na danych makroekonomicznych.

Tymczasem my, na podstawie tego, z czym borykają się nasze firmy, już dziś widzimy to, co dopiero za kilka miesięcy zostanie zliczone i stanie się danymi makroekonomicznymi. Wówczas trend spadkowy będzie już znacznie głębszy i walka z nim dużo trudniejsza.

Sytuacja jest bardziej dramatyczna, niż wszyscy sobie wyobrażają. My, przedsiębiorcy, już to widzimy. Proszę zauważyć, że o nadejściu recesji, o której obecnie mówi się coraz głośniej, my mówiliśmy już 2-3 miesiące temu.

Kolejny przykład to próby urzędowego wpływu na obniżkę cen stali. Zanim rząd zdecydował się na stworzenie jakichś rozwiązań, nie było czego obniżać - ceny były już o kilkadziesiąt procent niższe.

Widzimy już dziś te problemy, które do rządowych statystyk dotrą w przyszłym kwartale. A to może już być zbyt późno dla wielu firm, które może czekać upadłość.

Dlaczego sądzi pan, że akurat Wasza sytuacja jest takim wskaźnikiem?

- Zużycie stali jest papierkiem lakmusowym całej gospodarki; mówi o tym, jaki jest jej stan. W czasach prosperity jest wysokie, a kiedy aktywność gospodarki spada, zapotrzebowanie na stal - wraz z nią, a obecnie zużycie stali spada dramatycznie.

Powody są dwa. Pierwszym jest spadek konsumpcji, ze względu na inflację i powodowany przez nią wzrost cen. Drugim stał się regres w inwestycjach, które obecnie również dramatycznie wyhamowały. Widzimy to w naszych statystykach sprzedaży.

Wszyscy się obecnie skupiają na cenach energii czy gazu, zastanawiają się, czy dostawy gazu będą czy nie, a to nie jest tak istotne, jak to, czy firmy będą miały roboty do wykonania. Kiedy firma nie ma co robić, to nie potrzebuje energii, więc nie ma już dla niej znaczenia, czy będzie ona w takiej samej cenie jak w ubiegłym roku, czy dziesięciokrotnie droższa.

Zbyt wysokie ceny energii czy gazu mogą prowadzić do tego, że firmy będą ponosiły straty podczas realizacji zleceń, ale brak tychże zleceń powoduje, że firmy nie mają szans przetrwać... Praca ze stratą pozwala pokryć chociaż część kosztów stałych, które firmy muszą ponosić na bieżąco. Brak pracy odbiera zaś taką możliwość i prowadzi do tego, że firmy są zmuszone do zwalniania pracowników i zamykania działalności.

Tak, ale wysokie koszty to właśnie jeden z powodów rezygnowania z inwestycji, bo okazuje się, że zlecenia budżetowane kilka miesięcy temu dziś wymagają wydania nawet kilkudziesięciu procent środków więcej.

- To prawda, ale część inwestycji w infrastrukturę krytyczną i tak musi być prowadzone ze względu na ich strategiczny charakter dla gospodarki państwa, a nawet one są opóźniane. Od sierpnia terminy naboru ofert są przekładane bez podania przyczyn. Wszystko ze względu na brak pieniędzy, których nie ma, bo nie uruchomiliśmy środków z Krajowego Planu Odbudowy.

Polska gospodarka potrzebuje pracy, pieniędzy na inwestycje i protekcjonizmu
Moim zdaniem gospodarka potrzebuje teraz „trzech P”. Pierwszym jest praca, w sensie inwestycji, frontu robót. Tego potrzebujemy natychmiast.

Drugim „P” jest projekcjonizm, który - kiedy ten front prac już się pojawi - powinien zapewnić, by dostawcami usług i produktów były dla niego polskie firmy. Wiem, że jesteśmy członkiem Unii Europejskiej, ale poprzednie kryzysy wykazały, że w podobnych sytuacjach państwa „starej Unii” także dawały pracę przede wszystkim swoim przedsiębiorcom; w prowadzonych tam przetargach zwykle wygrywały lokalne firmy. To walka o to, aby własne firmy nie padały - z braku pracy.

Poza tym mamy na rynku duży udział firm spoza Unii Europejskiej. Bardzo aktywne od lat są firmy tureckie, które obecnie posługują się także stalą z Rosji, co w pewien sposób pozwala agresorowi omijać nałożone na niego unijne sankcje.

Trzecie „P” to pieniądze - Krajowy Plan Odbudowy, a wraz z nim fundusze europejskie. Trzeba je koniecznie uruchomić. Bez tego czeka nas fala bankructw.

Czy sytuacja na rynku jest faktycznie tak zła?

- Jest dramatyczna i od początku trzeciego kwartału znacznie szybciej się pogarsza. Od stycznia do lipca tego roku zużycie stali spadło o 7 proc. rok do roku, ale w samym lipcu spadek wyniósł 37 proc. Nie ma jeszcze statystyk zużycia stali za sierpień, ale szacuję, że też będzie to dwucyfrowy spadek. Tylko w ostatnim tygodniu ceny stali poszły w dół o 10 proc.

Wszystko z jednego powodu – braku popytu.

Ten brak popytu odbił się już na hutnictwie w postaci gaszenia pieców. To mało?

- W tym roku działania związane z zamykaniem mocy produkcyjnych zostały przez unijnych producentów podjęte w skali wcześniej niespotykanej. Mimo to, ten ogromny poziom zamknięć okazał się niewystarczający – wciąż poziom mocy produkcyjnych jest większy niż popytu na stal. Producenci stali wciąż są przyparci do muru. Co mają zrobić? Utrzymywać moce i ponosić straty czy zamykać kolejne huty?

Tak, ale spadek produkcji stali to zjawisko trwające na globalnym rynku, a w Unii Europejskiej w szczególności od ponad roku. Nie jesteśmy wyjątkiem.

- Oczywiście, ale w innych krajach UE sytuacja jest lepsza, bo tam inwestycje centralne, publiczne wciąż biegną i mają finansowanie z Krajowych Planów Odbudowy. W Polsce mamy efekt toczącej się kuli śnieżnej, która wciąż rośnie i przyspiesza.

Bez nowych inwestycji w ciągu pół roku czeka nas niespotykana fala bankructw
Jeżeli te „Trzy P” nie zostaną szybko uruchomione, to w ciągu pół roku czeka nas niespotykana fala bankructw. Wiele firm wykonawczych, dostarczających usługi w pierwszym półroczu trochę zarobiło i dziś z tych zysków utrzymuje swoją działalność. Te wypracowane wcześniej nadwyżki jednak się kończą, są zjadane w dramatycznym tempie.

Dla firm wykonawczych potencjał rynku w Polsce, choćby w sektorze gazowym, jest znakomity. Zagrożeniem dla nich nie jest obecnie brak rentowności, ale brak ciągłości robót.

Już to mówiłem, ale trzeba to wielokrotnie powtarzać, aby rząd usłyszał i zrozumiał: firma może trochę „dołożyć do interesu”, wykonując zlecenie ze stratą. Jeżeli jednak nie ma pracy, te straty od razu się robią gigantyczne, bo trzeba pokryć wszystkie koszty stałe, w tym wynagrodzenia pracowników, które są coraz wyższe, bo trzeba dokonywać podwyżek - ze względu na inflację.

Uważa pan, że rząd nie słucha biznesu?

- Mam wrażenie, że odczytuje jego głos jako jednostkowy lobbing, a tymczasem powinien brać go poważnie. My już dziś podnosimy alarm w związku z tymi zjawiskami, które dopiero za 2-3 miesiące rząd zobaczy w danych makroekonomicznych. Nie mamy tyle czasu.

Jeżeli dziś odblokujemy pieniądze z KPO, to one przyniosą efekt dopiero za pół roku, bo inwestycje trzeba uruchomić, przejść przez etap przetargów zanim ruszą prace i firmy będą mogły na nich zarobić.

Dziś nasi klienci nie kupują stali, bo jej nie potrzebują – nie ma inwestycji. W wielu wypadkach są już gotowe projekty z pozwoleniami na budowę, które czekają na pieniądze, bo dziś nikt nie zrobi inwestycji, szczególnie infrastrukturalnej bez dotacji.

Zwłaszcza przy obecnym wzroście cen…

Prawdę mówiąc, pan także opiera się o dane makroekonomiczne, a obecnie raczej mamy spadek i z tego punktu widzenia wręcz należy zaczynać inwestycje. Proszę pamiętać, że stal staniała o kilkadziesiąt proc., a do tego, skoro nie ma pracy, to tanieją także usługi, bo firmy szukają sobie robót. Dziś prowadzenie inwestycji jest o niebo tańsze niż jeszcze pół roku temu.

Pod względem cen stali czy usług budowlanych wracamy do sytuacji sprzed wojny
Obecnie mamy do czynienia ze spadkiem cen usług, bo firmy mogą przetrwać na stratach, ale nie utrzymają się w ogóle bez przychodów. Często są zatem skłonne składać oferty z ryzykiem inwestycyjnym przekraczającym zdrowy rozsądek, znacznie poniżej budżetu inwestorów - po to, żeby mieć środki przynajmniej na spłatę części zobowiązań, pokrycie części kosztów. Ceny na rynku wykonawczym dramatycznie spadają.

Pod względem cen stali czy usług budowlanych wracamy do cen inwestycji sprzed wojny. Aż się prosi, żeby dziś uruchamiać inwestycje.

Teoretycznie tak…

- My robimy to też praktycznie. Niedawno zbudowaliśmy magazyn wysokiego składowania w naszym punkcie w Katowicach i on doskonale funkcjonuje. W związku z tym uruchamiamy budowę takiego magazynu także w Dąbrowie Górniczej. Dziś zbudujemy go znacznie taniej niż przed rokiem i pewnie niż za rok, kiedy inwestycje znowu ruszą.

Rząd powinien popatrzeć na rynek podobnie i zadbać o uruchomienie inwestycji.

Dobrze, ale inaczej się uruchamia inwestycje w prywatnej firmie, a inaczej w przypadku rządu, gdzie mamy do czynienia z całą sferą unijnych procedur.

- Unijne procedury to machina działająca powoli, tymczasem my jesteśmy w zasadzie w stanie wojny, a wówczas trzeba szybkiego reagowania.

Proszę mnie źle nie zrozumieć, nie występuję przeciw Wspólnocie, moja firma też działa na unijnym rynku, ale w pewnych okolicznościach trzeba myśleć przede wszystkim o ochronie własnego rynku. Trzeba myśleć o ochronie podstawowych firm, skracać procedury, pomijać część pośredników... I wspierać przede wszystkim firmy prowadzące rzeczywistą działalność, a nie giełdy energii czy surowców, fundusze inwestycyjne czy różnego rodzaju podmioty o charakterze spekulacyjnym, a nie wytwórczym.

Rząd pokazał, że potrafi podejmować arbitralne decyzje - np. w kwestii cen energii czy wakacji kredytowych. Porao, by zadbać o inne sfery gospodarki.

Źródło: www.wnp.pl