Popyt jest niski, ale stal i tak podrożeje

Drożeją materiały, więc huty próbują podwyższać ceny. Nadszedł czas odbicia po grudniowym dołku.

Mimo że po wybuchu wojny w Ukrainie stal stała się deficytowym produktem, a jej ceny biły rekordy, dynamika zużycia spadła z 16 proc. w styczniu do 3 proc. w lutym 2022 r. To wskaźniki podawane przez Hutniczą Izbę Przemysłowo-Handlową (HIPH). Wynika z nich, że w marcu ubiegłego roku dynamika wzrostu zużycia sięgała zaledwie 1 proc. w porównaniu z tym samym okresem 2021 r., zwiastując załamanie koniunktury. Nastąpiło w lipcu, kiedy dynamika zużycia spadła aż o 34 proc. r/r. Kolejne miesiące były nieco lepsze, w październiku spadek wynosił „tylko” 15 proc. r/r. Danych za kolejne miesiące i bieżących jeszcze nie ma.

Cenowe dno już za nami

Nowy rok przyniósł jednak nadzieję, że będzie lepszy niż ubiegły.

– Licząc na poświąteczne ożywienie na rynku, producenci będą dążyli do wyższych cen w pierwszym kwartale 2023 r. – prognozuje Mirosław Motyka, prezes HIPH, zaznaczając, że podwyżki wynikają także z wysokich cen materiałów wsadowych takich jak złom, ruda żelaza czy media energetyczne.

Niektórzy przedsiębiorcy chcieliby podnieść ceny wyrobów o 50-80 EUR za tonę, ale na razie rynek nie akceptuje nawet niższych kwot.

– Niektórzy producenci próbują wprowadzać podwyżki w wysokości 30-40 EUR za tonę, ale na razie klienci ich nie akceptują. W grudniu ubiegłego roku ceny wyrobów stalowych sięgnęły dna, więc spodziewam się, że w tym kwartale zaczną jednak rosnąć. Zwłaszcza ceny blach. Ostatnio klienci, nie widząc ryzyka wzrostu cen, nie kupowali wyrobów na zapas, ale teraz może się to zmienić. Koszty produkcji rosną, więc klienci mogą zacząć kupować w obawie przed wzrostem cen – twierdzi Henryk Orczykowski, prezes Stalprofilu.

Przemysław Sztuczkowski, prezes Cognoru, podkreśla, że złom już podrożał o 150-180 zł za tonę. Problemem dla hut są także wysokie ceny energii. Przypomina, że wprowadzone w ubiegłym roku przez rząd rozwiązania dotyczące np. zniesienia obliga giełdowego miały obniżyć ceny. W krótkim okresie były korzystne, ale obecnie zdarza się, że w Polsce ceny energii bywają wyższe niż w innych krajach Unii Europejskiej.

– Cały europejski rynek dostaw energii dla przemysły potrzebuje reformy. Koszty produkcji w Europie są już tak wysokie, że na rynku pojawiają się np. wyroby grupy Nippon Steel. Produkcja i przywóz wyrobów stalowych z Japonii staje bardziej opłacalna, niż wytwarzanie na miejscu – dziwi się Przemysław Sztuczkowski.

Po poluzowaniu obostrzeń pandemicznych na europejski rynek wracają także Chińczycy. Czyżby spodziewali się wzrostu popytu?

Pobudzić popyt

W Polsce wzrost zapotrzebowania zależy od odblokowania funduszy unijnych i uruchomienia nowych rządowych programów.

– Aby trwale odwrócić tendencje regresyjne, potrzebne są działania pobudzające popyt, odblokowanie funduszy z Krajowego Planu Odbudowy (KPO), zwiększenie inwestycji publicznych, w szczególności ukierunkowanych na transformację energetyczną kraju, oraz pobudzenie budownictwa w sektorze mieszkaniowym, np. przez uruchomienie programu zapowiedzianego przez ministra rozwoju i technologii Waldemara Budę – podkreśla Mirosław Motyka.

Henryk Orczykowski zakłada jednak, że ogłoszony niedawno przez ministra Budę rządowy plan wsparcia gospodarstw domowych w zakupie mieszkań w pierwszej kolejności pozwoli deweloperom sprzedać już zbudowane lokale, a na rozpoczęcie budowy nowych trzeba będzie jeszcze poczekać.

Podobnie jak na odblokowanie KPO, bo prace związane z wdrożeniem przepisów, które pozwolą uruchomić ten program, idą jak po grudzie. W tym roku jednak na rynek mogą trafić miliardy na prefinansowanie KPO przez Polski Fundusz Rozwoju (PFR). Ministerstwo Funduszy i Polityki Regionalnej poinformowało PB, że zgodnie z planem finansowym PFR w tym roku na inwestycje z KPO wydane zostanie 24,5 mld zł. Zęby na prefinansowanie ostrzą sobie np. PKP Polskie Linie Kolejowe, planujące otrzymać je za pośrednictwem Ministerstwa Infrastruktury.

–Jeśli tylko KPO zostanie zatwierdzony, czy też pojawią się pierwsze pieniądze na prefinansowanie inwestycji, jesteśmy gotowi uruchomić zakupy, nawet zanim klienci złożą zamówienia – kwituje Henryk Orczykowski.

Natomiast Przemysław Sztuczkowski obawia się, że kiedy ruszą inwestycje, sporą część wyrobów stalowych do ich realizacji dostarczą importerzy, bo krajowym producentom – ze względu na wysokie koszty – trudno będzie z nimi konkurować.

Katarzyna Kapczyńska

Źródło: Puls Biznesu