Jeśli nic się nie zmieni, polskie i europejskie huty będą gasnąć dalej

Hutnictwo znowu jest mocno zależne od polityki. Nie chodzi o sytuację w branży chemicznej, gazowej czy naftowej, gdzie politycy rządzą spółkami Skarbu Państwa, ale to od decyzji polityków w trzech sprawach będzie jednak zależało, czy huty będą pracować, czy wygaszać piece.

  • Wojna w Ukrainie wprowadziła w ubiegłym roku duży zamęt na stalowym rynku. Dopóki trwa, jej wpływ nadal będzie się utrzymywał.
  • Europa spodziewa się spowolnienia i spadku popytu na stal, bo zwalniają wszystkie najważniejsze dla wykorzystania stali segmenty gospodarki. Dużym problemem dla hut jest także bezrefleksyjna polityka klimatyczna Unii.
  • W Polsce wiele zależy od "odblokowania" kredytów hipotecznych i inwestycji infrastrukturalnych, a także zmiany reguł stawiania elektrowni wiatrowych na lądzie.

Sytuacja hutnictwa przypomina trochę czekanie na złotą rybkę, która powinna spełnić trzy życzenia przemysłu stalowego, zmieniając trzy niezależne od branży, ale bardzo mocno na nią oddziałujące czynniki.

Ubiegły rok był dla przemysłu stalowego bardzo zły. Wybuch wojny, w której bierze udział dwóch dużych producentów stali i dostawców rudy żelaza oraz węgla koksującego, spowodował popłoch na rynku.

Najpierw doprowadziło to do niezwykle wysokich zakupów, częściowo mających na celu zabezpieczyć firmy przed spodziewanymi brakami, przerw w realizacji zamówień i przyjmowaniu nowych, a potem do głębokiego spadku popytu (a co za tym idzie - także cen stali), który - wraz z niezwykle wysokimi cenami surowców, a także energii i jej nośników - spowodował gaszenie hutniczych pieców.

Ten trend dotykał także polskie firmy – we wrześniu huta ArcelorMittal w Dąbrowie Górniczej poinformowała o planach wygaszenia jednego z dwóch działających wielkich pieców. Jednostka ruszyła dopiero z początkiem stycznia, ale nie dlatego, że rynek się poprawił – koncern przygotowuje się do planowego remontu kapitalnego drugiego wielkiego pieca, więc musiał rozpalić ten wygaszony jesienią, bo przejmie on pracę pieca, który w marcu idzie do remontu.

W tym roku remonty w hucie w Dąbrowie Górniczej i w koksowni w Zdzieszowicach będą ważnym czynnikiem wpływającym na działanie ArcelorMittal w Polsce i możliwości produkcyjne spółki. Mogą kosztować nawet ponad pół miliarda złotych.

Spadek popytu - z jednej strony - był wynikiem wcześniejszych nadmiarowych zakupów, ale z drugiej - to skutek osłabienia gospodarczego, które powoduje, że odbiorcy potrzebują znacznie mniej stali. Na razie wszystkie te niekorzystne czynniki z nami zostały i wygląda na to, że w tym roku także będą oddziaływały na rynek.

Europejska gospodarka zwalnia, a popyt na stal wraz z nią

Europa spodziewa się spowolnienia i spadku popytu na stal, bo zwalniają wszystkie najważniejsze dla wykorzystania stali segmenty gospodarki.

Według danych europejskiego stowarzyszenia producentów stali Eurofer indeks SWIP (Steel Weighted Industrial Production), obrazujący dynamikę zmian produkcji w sektorach stalochłonnych, we wszystkich branżach spadał w ubiegłym roku z kwartału na kwartał.

Budownictwo, które w Europie odpowiada za 35 proc. zużycia stali (w Polsce ponad 40 proc.), w ostatnim kwartale ubiegłego roku notowało spadek o 3,4 proc., a na pierwszy kwartał zapowiedziano nawet sześcioprocentowy spadek.

Druga na liście motoryzacja (18 proc. odbioru stali) w ostatnim kwartale miała spadek o 3,6 proc., a w pierwszym tego roku ma mieć 0,1 proc. wzrostu. To zła wiadomość, bo odniesieniem jest pierwszy kwartał ubiegłego roku, a wówczas notowano dziesięcioprocentowy spadek. 

- Boimy się, że pierwsze miesiące będą trudne. Spodziewamy się sporego spowolnienia rynku – mówi Przemysław Sztuczkowski, prezes Cognora.

Henryk Orczykowski, prezes Stalprofilu, wskazuje, że na rynku stali ceny ustabilizowały się na niskim poziomie. Jeszcze w grudniu mieliśmy obniżki, ale producenci zapowiadali na styczeń chęć podwyżki cen.

- Trudno powiedzieć, na ile te podwyżki zostaną zaakceptowane przez rynek. Moim zdaniem obecnie ceny osiągnęły już dno rozsądku kosztowego i przez najbliższy okres nie powinny się dalej obniżać, a nawet mogą lekko wzrosnąć – mówi Henryk Orczykowski.

Wskazuje, że na rynku nie wydarzyło się nic, co by pozwalało na spojrzenie na rozpoczynający się rok z optymizmem. Największym problemem jest brak inwestycji, co powoduje, że nie ma pracy dla firm wykonawczych i mniejsze jest zapotrzebowanie na stal.

- Inflacja i stopy procentowe kredytów, zwiększone w realiach obecnego kryzysu, spowodowały spowolnienie u najważniejszego klienta segmentu stali, czyli budownictwa, w szczególności mieszkaniowego. To już od lata widać w statystykach – dodaje Jerzy Kozicz, prezes CMC Poland.

Segmenty przemysłu odbierające dwie trzecie stali zmniejszają produkcję

Te statystyki są dla hutnictwa szczególnie ważne. Według statystyk europejskiego stowarzyszenia producentów stali Eurofer w Unii Europejskiej do budownictwa trafia co trzecia tona stali.

Drugi w kolei segment - motoryzacja - odpowiada za 18 proc. zapotrzebowania na stal. Tu też nie jest dobrze, bo przestoje spowodowane brakami niektórych podzespołów zmniejszają produkcję, a więc i zapotrzebowanie tego sektora. Zostańmy jednak przy budownictwie jako największym konsumencie stali...

Jerzy Kozicz podkreśla, że budownictwo - wraz z powiązanymi z nim branżami - jest nie tylko podstawą popytu dla hutnictwa, ale także motorem napędowym gospodarki.

- To w szczególności dzięki utrzymaniu dynamiki budownictwa gospodarka w Polsce przeszła przez pandemięstosunkowo łagodnie. To także budownictwo pomogło szybko przywrócić wysoką stopę wzrostu po ostrej fazy pandemii. Niestety, ostatnie pół roku to wyjątkowo mocne hamowanie działalności kredytowej i aktywności rynkowej. Dlatego dziś musimy pilnie rozwiązać kwestię zamierającego popytu w budownictwie. Da się to zrobić za sprawą trzech narzędzi – mówi Jerzy Kozicz.

W tym kontekście jako najważniejszą potrzebę Jerzy Kozicz i Przemysław Sztuczkowski wskazują szybkie procedowanie propozycji ministra rozwoju i technologii Waldemara Budy, dotyczącej dopłat do kredytów hipotecznych.

- Rządowy program zakłada wprowadzenie kredytu hipotecznego z dwuprocentową stopą na 10 lat. To będzie mogło wesprzeć deweloperów. Proszę pamiętać, że obecnie mamy do czynienia ze spadkiem kredytów hipotecznych o 70-80 proc., co powoduje dramatyczny spadek liczby zakupów mieszkań – wyjaśnia Przemysław Sztuczkowski.

Tanie kredyty na mieszkania to warunek ożywienia budownictwa

- To będzie istotny impuls, który wesprze zrównoważony popyt w budownictwie mieszkaniowym. Spowolnienie już się wydarzyło, więc by jeszcze bardziej się nie pogłębiało, należy procedować tę propozycję jak najszybciej, najlepiej już w styczniu. Nawet gdyby ten program miał wejść w życie dopiero w połowie roku, to już samo jego przyjęcie byłoby informacją dla rynku, pozwalającą na odmrożenie wielu wstrzymanych obecnie projektów deweloperskich – wyjaśnia Jerzy Kozicz.

Henryk Orczykowski także widzi duże znaczenie propozycji kredytowej, ale nieco studzi optymizm, przypominając, że to przede wszystkim pomoc dla deweloperów. Na pierwszy ogień może zatem pójść uruchomienie nowych czy wznowienie przerwanych inwestycji, elcz sprzedaż już wybudowanych mieszkań, które nie mogą znaleźć nabywców.

- To oznacza, że przyjęcie tego rozwiązania w krótkim terminie niekoniecznie znacząco wpłynie na budownictwo i rynek stali, bo może w pierwszej kolejności ożywić sprzedaż już istniejących lokali, a dopiero potem odmrozić inwestycje budowlane. Ceny mieszkań wciąż spadają, więc ten krok co najmniej może zahamować ten spadek i ożywić rynek sprzedaży mieszkań. Zmniejszenie aktywności konsumenckiej na rynku budowlanym jest dramatyczne, więc rozwiązanie, które przynajmniej powstrzymałoby dalsze spadki, stalo się tym bardziej potrzebne – mówi Henryk Orczykowski i zaznacza, że każda złotówka przeznaczona na inwestycje czy ożywienie popytu jest obecnie zbawieniem dla rynku.

Infrastruktura hamuje przez brak pieniędzy z KPO

Osłabienie inwestycyjne ma jednak jeszcze jedną stronę: inwestycje infrastrukturalne. Tu cała branża jednym głosem woła o odblokowanie środków z Krajowego Programu Odbudowy (KPO).

- Na rynku wykonawczym materializuje się to, o czym mówiłem kilka tygodni temu w wywiadzie dla WNP.PL: widać dziurę inwestycyjną, brak zleceń. Wciąż mamy niski popyt, który jest spowodowany brakiem inwestycji prywatnych i brakiem środków z KPO, które mogłyby pobudzić inwestycje infrastrukturalne. Dochodzą do tego nowe, niepokojące sygnały. Mamy już informacje np. z Gaz-Systemu, dotyczące przesunięcia niektórych zadań inwestycyjnych. W kilku firmach słyszałem o przymiarkach do zwolnień pracowników - i to na dużą skalę – mówi Henryk Orczykowski.

Jerzy Kozicz wskazuje jeszcze jeden czynnik, który już w perspektywie najbliższych miesięcy może mieć wpływ na zwiększenie wydatków infrastrukturalnych, a w dalszej także na spadek cen energii. To zmiana zasady 10H, która blokuje rozwój energetyki wiatrowej na lądzie.

- W świetle wojny energetycznej, która Rosja wypowiedziała Zachodowi, jest jasne, że nowoczesna elektroenergetyka musi się opierać także na pełnej palecie źródeł wytwarzania, w tym w szczególności OZE – mówi Jerzy Kozicz. - Jeżeli te trzy kwestie (uruchomienie budownictwa poprzez wprowadzenie tanich kredytów hipotecznych, odblokowanie inwestycji dzięki KPO i zmiana zasady 10H) zostaną przeprowadzone, to mamy szanse uniknąć recesji w perspektywie najbliższych miesięcy i skutecznie wesprzeć długofalowo perspektywy rozwoju polskiej gospodarki – podsumowuje Jerzy Kozicz. 

Polityka klimatyczna Unii jest dużym problemem dla hut

Według Europejskiej Konfederacji Przemysłu Żelaza i Stali (Eurofer) cło węglowe - CBAM - w obecnym kształcie może odebrać firmom rynek eksportowy wart 45 mld euro. Wszystkiemu winne są równolegle z cłem zmiany w systemie ETS, czyli handlu emisjami dwutlenkiem węgla CO2.

Według Euroferu, jeśli do 2026 r. nie zostanie znalezione żadne konkretne rozwiązanie, eksport stali o wartości 45 mld euro będzie zagrożony.

Piotr Myszor

Źródło: wnp.pl