W hutnictwie na razie mamy hamowanie, ale to się zmieni

Rynek stalowy w Polsce chwilowo hamuje, ale nie zmienia to faktu, że długofalowo powinno się w naszym kraju zwiększyć produkcję. Może do tego dojdzie. Budowę nowej huty zapowiedział Węglokoks, a wsparcie obiecuje branży państwo. Stal ma bowiem przyszłość.

  • Zużycie stali to papierek lakmusowy stanu gospodarki. W styczniu spadło ono w Polsce o ponad 30 proc. rok do roku. Powód to brak pieniędzy na inwestycje publiczne, ale też prywatne.
  • Krajowe wyroby stalowe stanowią około 20 proc. rynku, reszta to import i przywóz z innych krajów Unii Europejskiej. W ciągu siedmiu lat produkcja stali surowej spadła w Polsce o 1,6 mln ton.
  • Może się jednak okazać, że dla hutnictwa nadchodzą lepsze czasy, bo jego ucieczka z Unii Europejskiej, wobec zmian geopolitycznych, osiągnie swoje granice. Branżę w Europie może też ocalić zielona stal.
  • Artykuł powstał po debacie "Hutnictwo" na Europejskim Kongresie Gospodarczym. Wzięli w niej udział szefowie największych firm z branży, a także wiceminister Marek Wesoły, odpowiedzialny w rządzie za sprawy hutnictwa. Dyskusję prowadził nasz dziennikarz, Piotr Myszor.

Mniej więcej od połowy ubiegłego roku spada w Polsce popyt na artykuły stalowe i ich ceny. To skutek turbulencji w gospodarce wywołanych przez wojnę w Ukrainie: wzrostu cen energii, inflacji, odłożenia decyzji inwestycyjnych na lepsze czasy. Potęguje to brak środków z Krajowego Planu Odbudowy. W efekcie zużycie jawne stali spadło z 15,3 mln ton w 2021 roku do 13,3 mln ton w roku 2022, czyli o 15 proc.

- Z punktu widzenia dystrybutora wygląda to tak: jest co, jest czym i nie ma komu - mówi w "retorycznym" skrócie Henryk Orczykowski, prezes Stalprofilu.

Mniejsza produkcja stali, mniejsza sprzedaż, mniejsze ceny

Mimo obniżenia mocy wytwórczych przez producentów (w roku 2022 wszystkie polskie huty wyprodukowały 7,41 mln ton stali, 12,31 proc. mniej niż rok wcześniej) towaru na rynku nie brakuje. Dostępna jest jego pełna gama i w bardzo atrakcyjnych cenach. W stosunku do roku ubiegłego są one nawet 50 proc. niższe.

Sieć dystrybucyjna w Polsce pozostaje doskonale przygotowana do obsługi klientów, bo w poprzednich dwóch latach sporo zarobiła. Stalprofil zainwestował pieniądze w udoskonalanie bazy magazynowej, narzędzi i procesów. Co z tego, skoro nie ma odpowiedniego popytu.

- Może nie jest to adekwatny termin ekonomiczny, ale w firmie nazywamy to recesją. Zużycie stali to papierek lakmusowy stanu gospodarki. W styczniu spadło ono w Polsce o ponad 30 proc. Powód? Brak pieniędzy na publiczne inwestycje infrastrukturalne czy kubaturowe. Pesymizm panuje też u inwestorów prywatnych. Nie widać żadnego światełka w tunelu... Ten i następny kwartał będą bardzo trudne. Liczymy przede wszystkim na odblokowanie środków z Krajowego Planu Odbudowy. Już sam ten fakt tchnie w rynek oddech optymizmu - ocenia Henryk Orczykowski.

Jego słowa potwierdza Iwona Dybał, prezes Polskiej Unii Dystrybutorów Stali.

- Po dobrym 2021 roku rok 2022 nie był dobry dla dystrybucji stali w Polsce. Od lipca ub. roku stany magazynowe u dystrybutorów są na stałym, dosyć niskim poziomie. Nie widać tendencji do ich odbudowywania. Po raz pierwszy od lat w lipcu zużycie jawne stali spadło poniżej 1 mln ton, a w grudniu wyniosło tylko 680 tys. ton - mówi Iwona Dybał, dodając, że problemy z popytem wynikają z powodu zmniejszenia zamówień przez takie branże jak budownictwo mieszkaniowe, infrastrukturalne, przemysł maszynowy. Właściwie odbudowuje się on jedynie w sektorze produkcji motoryzacyjnej.

Bieżący stan rynku nie jest jednak dla branży fundamentalnym problemem. Wraz z odbiciem koniunktury popyt odbuduje się, a ceny wzrosną. Ostatnie lata to w obrocie stalą prawdziwy rollercoaster. Powodem do zmartwienia pozostaje, i to od dłuższego czasu, co innego.

- Europejskie hutnictwo jest coraz bardziej wypierane przez import z krajów trzecich, czyli spoza Unii. Od 2016 roku Europa stała importerem netto stali. Rok po roku import się zwiększa. W sumie w ciągu dekady UE straciła 26 mln ton mocy produkcyjnej, w tym Polska 2,6 mln ton. Od 20 lat zwiększa się w naszym kraju udział importu w zużyciu jawnym stali, które w tym czasie wzrosło o prawie 100 proc. - ze względu na duże potrzeby inwestycyjne w sektorze publicznym i prywatnym - mówi Mirosław Motyka, prezes zarządu Hutniczej Izby Przemysłowo-Handlowej.

Krajowe wyroby stalowe stanowią około 20 proc. rynku, reszta to import i przywóz z innych krajów Unii Europejskiej. Od 2016 r., który jest dla branży swojego rodzaju wyznacznikiem, do roku 2022 r. produkcja stali surowej spadła w Polsce o 1,6 mln ton.

- 1,6 mln ton stali ma wartość około 6 mld zł, a każdą złotówkę wytworzoną w hutnictwie trzeba pomnożyć razy sześć - ze względu na jego wpływ na inne branże. To daje 36 mld zł rocznie, które co roku nasz kraj traci - powiedział Mirosław Motyka.

Zarabiają za to eksporterzy - i to spoza Unii, nieobciążeni systemem handlu emisjami (ETS) oraz innymi przepisami. W roku 2021 wśród głównych eksporterów z grupy tzw. krajów trzecich były Rosja, Białoruś i Ukraina. W roku 2022 - po wprowadzeniu sankcji - wobec agresora i jego sojusznika swój import do Polski rozwinęły kraje tak dalekie od naszego, jak Indonezja (w drugiej połowie 2022 r. wzrost obrotów o 357 proc.), Japonia (+422 proc.) i Australia (+138 proc.).

Wątpliwości budzi import z krajów, do których Rosja po ogłoszeniu zachodnich sankcji zaczęła kierować swoją produkcję stalową, a więc z Chin, Turcji i właśnie Indonezji. Zresztą sankcje nie odcięły całej rosyjskiej produkcji od europejskiego rynku. Jeszcze przez dwa lata do UE mogą być z Rosji sprowadzane półwyroby (slaby) - w wielkości prawie 4,5 mln ton rocznie.

- Polska już dawano utraciła kontrolę nad produkcją stali. W ubiegłym roku zużyto w Polsce ponad 11 mln ton wyrobów z importu, a tylko 2 mln ton wyprodukowanych na miejscu. To przesłanka do tego, żeby budować moce produkcyjne w Polsce i odzyskać wpływ państwa na tak strategiczny obszar, jakim jest produkcja stali - ocenia Henryk Orczykowski.

Plany ArcelorMittal w Polsce. Węglokoks zapowiada budowę nowej huty

Paradoksalnie może się okazać, że w Europie nadejdą lepsze czasy dla hutnictwa i ucieczka przemysłu stalowego ze Starego Kontynentu może przyhamować. Agresja Rosji na Ukrainę uświadomiła, że handel ma polityczne granice, a stal jest produktem strategicznym. Pojawia się coraz więcej możliwości mniej emisyjnej produkcji stali. Zagraniczną konkurencję może okiełznać graniczny podatek węglowy (CBAM - Carbon Border Adjustment Mechanism).

W każdym razie z Europy nie zamierza się wyprowadzać ArcelorMittal, mimo dużej presji, jaką na firmę wywierają unijna polityka klimatyczna i niestabilne ceny energii.

- Trudno sobie wyobrazić kontynent europejski, Polskę, bez przemysłu stalowego. Nie wierzę w taką przyszłość. W związku z tym pozostaje nam przygotować się na nowe. To dla nas duże wyzwanie. Musimy sprostać oczekiwaniom społecznym w kwestii dekarbonizacji procesów produkcyjnych - mówi Tomasz Ślęzak, dyrektor Energii i Ochrony Środowiska, członek zarządu odpowiedzialny za relację z sektorem publicznym ArcelorMittal Poland.

Koncern ma w Europie sporo zakładów produkcyjnych, które wykorzystują surowce pierwotne i technologie wielkopiecowe. Przygotowuje zatem plan ich transformacji - w ciągu dekady, kosztem bardzo dużych nakładów finansowych.

- Przyszłość przemysłu hutniczego w ogromnym stopniu zależy od sytuacji na rynku energii. W Dąbrowie Górniczej - zgodnie z wcześniejszymi zapowiedziami - będziemy zastępować tradycyjną technologię technologią pieców elektrycznych. To naprawdę wielkie dzieło. Może nie na miarę budowy Huty Katowice, ale naprawdę duże. Musimy też wyremontować jeden z pieców, by poprawić jego parametry emisyjne. Równolegle pracujemy nad zapewnieniem sobie energii oraz nad rozwojem produktów. Stal jako materiał ma dużą przyszłość - zapewnia Tomasz Ślęzak.

To samo mówi Marek Akciński, wiceprezes Węglokoksu ds. grupy kapitałowej, która ma w swojej strukturze aktywa hutnicze, m.in. Hutę Pokój czy Hutę Łabędy.

- Odczuwamy zawirowania na rynku, też uderza w nas brak popytu, rosnące koszty produkcji, anomalia polegająca na tym, że slaby jako półwyrób można kupić w cenie wyrobu gotowego, czyli np. blachy, chyba że chcielibyśmy korzystać z blachy ze śladem rosyjskim - wylicza Marek Akciński.

Jego zdaniem, patrząc na trendy w dłuższej perspektywie, stal ma przyszłość Europie. Między innymi dlatego, że transformacja energetyczna, o której tyle się dziś mówi na Starym Kontynencie, bez niej jest niemożliwa. Stalowe są wieże i gondole wiatraków czy podstawy paneli fotowoltaicznych. Nowe możliwości rynkowe otwierają się przed tzw. zieloną stalą, która z każdym rokiem będzie znajdować nowych klientów.

Na inne zalety stali wskazuje Marek Serafin, prezes Koksowni Częstochowa Nowa.

- Stal można w 100 procentach poddać recyklingowi, a nawet jeśli nie zostanie mu poddana, to jej oddziaływanie na środowisko jest relatywnie niskie - w porównaniu do plastiku czy innych materiałów ropopochodnych. Stal to materiał przyszłości - mówi.

Marek Serafin widzi też przyszłość przed koksownictwem. Po pierwsze dlatego, że stal to żelazo plus węgiel, który musi skądś pochodzić. Po drugie: trzeba dywersyfikować produkty koksownicze. I tak Częstochowa Nowa produkuje nie tylko koks wielkopiecowy. Może wytwarzać koks opałowy, odlewniczy, a z gazu koksowego pozyskiwać produkty węglopochodne, np. smołę. I - co najciekawsze - wykorzystywać wodór powstający w procesie produkcji koksu i zawarty w gazie koksowniczym do produkcji prądu.

Mając na uwadze to, że hutnictwo ma perspektywy, Węglokoks przygotowuje się do budowy nowej huty w Rudzie Śląskiej. Ma być to zakład, w którym stal wytapia się za pomocą energii eklektycznej. Prąd pochodzić będzie z odnawialnych źródeł energii, a stal będzie zielona. To od ich dostępności i skali zależy potencjał produkcyjny nowego zakładu.

Spółka analizuje różnego rodzaju warianty. Inne potrzeby energetyczne ma bowiem zakład, który produkuje 1 mln ton stali rocznie, inne ten, który wytwarza jej trzy razy więcej. Węglokoks myśli też o własnych OZE.

O zieloną stal pytają już klienci ArcelorMittal. Na Zachodzie rozwijają się systemy certyfikacji. Bez zielonej energii nie da się jej wytopić.

- Jeżeli miks energetyczny Polski pozostanie nadal silnie uwęglony, będzie to dramatyczny problem dla całego przemysłu stalowego. I to  perspektywa naprawdę niedługa. To się dzieje na naszych oczach - ostrzega Tomasz Ślęzak.

- Zakładam, że transformacja energetyczna przyniesie kiedyś skutek - mówi Marek Akciński.

Wiceminister Marek Wesoły: zmiany tak, ale nie w takim tempie

Marek Wesoły, wiceminister aktywów państwowych i pełnomocnik rządu do spraw transformacji spółek energetycznych i górnictwa węglowego, zapewnia o wsparciu rządu dla produkcji hutniczej w Polsce.

- Na tę branżę trzeba patrzeć w perspektywie długofalowej, jeśli chodzi o produkcję, zyski i inwestycje. Jako polski rząd, jako Prawo i Sprawiedliwość, chcemy dołożyć wszelkich starań do jej rozwoju. Polska zawsze była znana z przemysłu ciężkiego, z górnictwa i hutnictwa. Chcemy, żeby było tak nadal. Państwo będzie wspierało przemysł hutniczy. Wszyscy razem ręce na pokład! Polska będzie dominującym w Europie Środkowej krajem budującym nowoczesny przemysł stalowy. Deklaruję absolutne partnerstwo ze wszystkimi stronami w branży - mówi Marek Wesoły, przypominając, że w nazwie departamentu w ministerstwie, za który odpowiada, do słowa „górnictwo” dodano „hutnictwo”.

Jak wskazuje, kierunek zmian w Europie jest oczywisty, pytanie brzmi, jak je przeprowadzać.

- Boję się, że jeśli będziemy jeszcze mocniej obciążać transformację, czynić ją droższą, to po pierwsze zrobimy ją wolniej, a po drugie zubożymy społeczeństwo naszego kontynentu - twierdzi wiceminister i wylicza: - Potrzeba biliona złotych na zastąpienie w Polsce energetyki węglowej energetyką jądrową, potrzeba pół biliona złotych na sieci, żeby w system elektroenergetyczny można było włączyć OZE. Do tego potrzebne są środki na offshore. Zrobi się z tego 2,5-3 bln zł. Budżet państwa polskiego wynosi 600 mld zł. To pokazuje skalę potrzeb.

Marek Wesoły opowiada się za zieloną transformacją, ale i uważa, że dziś ciągle jest miejsce dla koksu, dla hut, które produkują w tradycyjny sposób.

- Powinny jeszcze działać 20-30 lat. Niech odejdą wtedy, kiedy nowe technologie pozwolą wyprodukować stal tanią, dostępną dla konsumenta w konkurencyjnych cenach, a nie taką, na którą nikogo nie będzie stać - wskazuje.

Adrian Ołdak

fot. PTWP

Źródło: wnp.pl